poniedziałek, 30 maja 2016

O mnie

Witajcie!

Jest to mój pierwszy blog. 

Może na początku napiszę coś o sobie:
Jestem z pomorza. Mam 17 lat, jestem uczniem 1 klasy LO. Mam 174cm wzrostu i ważę ok. 74-75 kg. Mogło by się wydawać że to nie jest wcale zła waga jak dla chłopaka. Ale nie dla mnie. 

Od dawna nie akceptuję mojego ciała. Nie mogę sobie wybaczyć tego że doprowadziłem siebie do takiego stanu. Nikt poza mną nie wie, że nie akceptuję siebie. Kilka miesięcy temu miewałem stany depresyjne, niekiedy miewam dni w których czuję się bezradny. Wtedy płaczę.

Uwierzyłem że Boga nie ma, ponieważ na tym świecie jest za dużo niesprawiedliwości i zła. Gdyby istniał i nas tak na prawdę kochał to by do tego nie dopuścił. 

Przed rodziną i przyjaciółmi udaję że wszystko jest ok. Wszyscy myślą, że jestem szczęśliwym, normalnym nastolatkiem, a tak naprawdę jestem zupełnie inny. Nie chcę żeby ktoś poza mną dowiedział się jaki jestem.

2 komentarze:

  1. Boga nie ma? Spójrz na wszystko co żyje dookoła. Jest Bóg. Tylko musisz odkryć jaki a nie brać za pewniak takiego Boga jakiego dostajesz na lekcji religii czy w kościele, jakimkolwiek. Nie ma monopolu na Boga, co nie znaczy że Boga nie ma.

    OdpowiedzUsuń
  2. Wybaczcie, teraz odezwie się ateistka - nazwijmy mnie tak dla ułatwienia.
    Może Bóg jest a może Go nie ma. Może nie jest Bogiem ale bogiem, takim przez małe "b".
    Szczerze?
    Rozstrzyganie tego to sprawa dla retoryków-masochistów. Spór toczy się od setek lat. Ale mamy coś fajnego, co nazywamy wolną wolą. Możliwe, że i ona jest względna, ale zakładając jej istnienie poczujemy się lepiej.
    W Polsce Bóg kojarzy się z wiarą,z jedyną nadzieją. I modlitwą.
    W moim słowniku modlitwa jest synonimem do autosugestii. A autosugestia jest skuteczna. To motywacja.
    Nie musisz modlić się do konkretnego boga. Jest ich wielu, chociażby ten panteon sław, który wtłaczają nam do głowy w szkole.
    Albo wyobrazić sobie, że rozmawiasz z jakimś dziwnym kierownikiem, prosisz go o podwyżkę racji nadziei na każdy miesiąc czy coś w tym stylu.
    Rzecz w tym, że możesz mówić nawet sam do siebie. Zupełnie na głos albo po cichu, ledwie ruszając wargami.
    Tu znowu potrzebna jest wiara. Trzeba uwierzyć w swoje słowa i w to, że one działają. Ale jak już uwierzysz, idzie łatwiej.
    Np. Anonimowi alkoholicy. Fakt faktem, że oni mają spotkania z duchownymi, bo tak jest łatwiej im wszystko wyjaśnić. Ale oni też najpierw muszą uwierzyć w samych siebie, w skuteczność stosowanej metody.
    Nie wiem czy to sprawka boga, autosugestii czy czegoś jeszcze innego, ale u nich działa. U mnie też.
    Spróbuj chociaż raz porozmawiać z samym sobą. Zwróć się do kogo chcesz, do siebie i powiedz o wszystkim. Skoro nie masz innego powiernika, bądź nim sam. Wysłuchaj wszystkiego uważnie i spróbuj spojrzeć z innej perspektywy.
    Mam nadzieję, że poskutkuje.
    Trzymaj się ;)

    OdpowiedzUsuń